22/12/2007 |
Wigilia
|
Obecni na polowaniu: |
Pokot: |
- Marek Szymborski, łowczy, prowadzący
- Piotr Gawlicki, prezes
- Paweł Caboń
- Ireneusz Ożóg, sekretarz
- Jerzy Makowski, skarbnik
- Edward Wójcik, gość
- Zenon Dyś
- Mariusz Dobek
- Zygmunt Kowalczyk
- Jan Lewandowski
|
- Stanisław Lichoń
- Tomek Łącki
- Dariusz Literski,
- Marek Łukaszewicz
- Marek Łagowski
- Andrzej Szreder
- Zbyszek Szymborski
- Jan Kupiec, tylko na biesiadzie
- Andrzej Nowacki, tylko na biesiadzie
- Arkadiusz Szturo, tylko na biesiadzie
|
|
|
Na dzisiejsze Polowanie w Wymysłowie przyjechało rano tylko 17 myśliwych. To niewielu, jeżeli wziąc pod uwagę, że po polowaniu była uroczysta wigilia Koła, na którą dojechało jeszcze tylko 3 członków koła. No cóż, może czasy zmieniają się już tak szybko, że tradycja wigilijnych spotkań też odchodzi w przeszłość.
Polowanie rozpoczęto pędzeniami po lewej stronie szosy z Cząstkowa. Odmienjnie niż 3 tygodnie wcześniej, w miotach nie było ani dzików, ani jeleni. Nie spotkano nawet lisa. Po tych miotach wszyscy przenieśli się na prawa stronę szosy i zaczęto od miotu od byłego poletka koła w kierunku magazynu. W miocie były dwa lisy, strzelane przez Jurka Makowskiego i Zygmunta Kowalczyka, ale uszły żywe. Ładny rudelek saren narobił rumoru jak watacha dzików, ale przeleciał jak błyskawica przez linie myśliwych, wiec nikt nie odważył się strzelać, bo rozpoznanie która to sarna, a który to rogacz było niemożliwe. Po tym miocie była przerwa przy magazynie karmy, przed którą prowadzący rozdał opłatki, żeby w miejscu tak czesto odwiedzanym przez zwierzynę, członkowie Koła mogli życzyć sobie wszystkiego najlepszego i łamać się opłatkiem.
Po śniadaniu piąty miot to buczki, z których 3 tygodnie temu Paweł Caboń strzelił łanię. Tym razem żaden strzał nie padł. W następnym miocie wzdłuż pola od strony Cząstkowa do lisów strzelali Mariusz Dobek i Marek Szymborski, ale pudłowali. W siódmym miocie, który był przedłużeniem poprzedniego, do lisa przesadzającego drogę z szybkością perszinga nie trafił z rzutu prezes Koła. Czas płynął szybko i ostatnie mioty w lesie prowadzący połączył w jeden, w dzisiejszym dniu już ostatni. Padł jeden nieskuteczny strzał do lisa, ale za to chmara 8 jeleni przeszła wysokim lasem pomiędzy Piotrem Gawlickiem i Pawłem Caboniem, zostawiając po sobie wspomnienie wspaniałego widoku tych królewskich zwierząt i intensywny zapach piżma jak ze stajni.
Pokotu Hubert w dniu dzisiejszym myśliwym nie dał i po ogłoszeniu zakończenia polowania wszyscy udali się do Gołębiewka, gdzie w nowo otwartej restauracji czekała wigilijna wierczerza. Czerwony barszcz, łosoś z rusztu, rybne zakąski i polskie pierogi, napoje zimne i gorące stanowiły wieczerzę dla członków koła i niektórych z ich najbliższych. Życzenia od siebie i zarządu Koła złożył prezes Piotr Gawlicki. Od rozmów i wspomniń myśliwskich było gwarno, ale jakoś brakło odwagi do zaintonowania kolęd. Może słabe muzycznie głosy potrzebowały animuszu, który dostarczała w przeszłości "woda ognista", ale dzisiaj, jak nigdy, zdecydowana większość nie piła. Trzech chętnych ledwo 1/2 l wypiło przez 2 godziny, co okrzyknieto najmniejsza ilością spożytą w historii Koła.
Po trzech godzinach ostatni uczestnicy wigilii opuszczali restauracje, a niektórzy z nich jeszcze tego dnia chcieli polowąć przy pieknie świecącym księżycu w pełni.
|
|